Czy potrzebne są miejsca tylko dla dorosłych? Czy znajdziemy gdzieś oficjalną tabliczkę z napisem:"Child Free Zone"? Jak zbudować wspólną przestrzeń, w której dobrze będą się czuły wszystkie pokolenia?

Rozmowa z dr Łucją Krzyżanowską, socjologiem

Izabela Szymańska: Jak pogodzić potrzeby wszystkich pokoleń? Czy powinny być miejsca sprofilowane wiekowo, np. tylko dla pełnoletnich?

Łucja Krzyżanowska: Myślę, że lepiej, gdy nie robi się takich rozgraniczeń. Najlepsze są przestrzenie przyjazne wszystkim: i młodym, i starszym, i z dziećmi, i niepełnosprawnym. Spora część dojrzałych osób nie chce spędzać czasu tylko ze swoimi rówieśnikami, bo uważają, że to już jest dom starców. Nie planują też w związku z tym iść na Uniwersytet Trzeciego Wieku, nie chcą być definiowani przez wiek.

A miejsca takie jak restauracje, gdzie przychodzi się bez dzieci? Hotele już są. W Berlinie w knajpie na Prenzlauerbergu powstała "Child Free Zone" - wydzielono salę bez dzieci. Wywołało to oburzenie, mimo że właściciele, sami rodzice, tłumaczyli, że oni też potrzebują odetchnąć i w ciszy przeczytać gazetę.

- W 2008 roku robiłam badania dla AXA Polska o codzienności matek. Wszystkie mówiły, że są uwięzione w domu i największym wydarzeniem dnia jest wizyta listonosza. Wtedy można było jeszcze palić w knajpach i to był jeden z głównych problemów wychodzenia z dzieckiem. Dodatkowo - nie było to dobrze widziane. Przez siedem lat wydarzyła się rewolucja. Wyrosło pokolenie rodziców, którzy nie chcą, żeby dziecko było dla nich ograniczeniem, chcą dalej móc korzystać z życia miejskiego. Zawsze chodzili na śniadania w knajpach, na wystawy w galeriach sztuki, więc teraz robią to z dzieckiem, ono staje się kolejnym elementem, który im towarzyszy. Dziś praktycznie w większości restauracji są kąciki dla dzieci, dziecięce menu, nie pali się. I rzeczywiście - dzieciaki zaczynają dominować. Jeśli idę do kawiarni rodzinnej jak Kredka przy placu Zbawiciela, to wiem, że będzie głośno, dzieci będą po mnie łazić. Natomiast w normalnej kawiarni klientami są osoby, i starsze, i młode, które nie muszą lubić przebywać w towarzystwie dzieci. Kiedy raz za razem dziecko zrzuca moją torebkę z parapetu albo wchodzi pod stół, to już nie jest fajne. Tylko tu nie chodzi o dzieci, ale rodziców, obsługę. Jak ktoś jest pijany i się awanturuje, to można zwrócić uwagę, a jak przeszkadza dziecko, to można czy nie? I jak ustalić, co jest zabawą, a co już przeszkadzaniem?

Tu nie zabierzesz dzieci, tu się bawią dorośli. Czy są takie miejsca w Twoim mieście? Czytaj jutro w gazecie "Co Jest Grane".