Przełom we Francji: każdy nowy budynek usługowy - biurowiec, hotel, magazyn, parking czy handlowy moloch - będzie musiał mieć na dachu albo zieleń, albo ogniwa słoneczne.

Łąka ma prawie hektar. Wiosną pokrywa się tysiącami kwiatów, mieni kolorami i rozbrzmiewa odgłosami natury, w tym bzyczeniem setek pszczół i trzmieli. Trochę niżej, w półmetrowej warstwie gleby, rezydują dżdżownice, pająki, dziesiątki gatunków chrząszczy i innego owadziego drobiazgu. Od czasu do czasu nad kolorowym kobiercem pojawi się ptak. Żaden jeszcze nie uwił tu gniazda, ale może za rok lub dwa jakaś odważna para się na to zdecyduje.

Jednak tylko z pozoru ta łąka jest taka jak inne. Tę, o której mowa, usytuowano 30 m nad ziemią. Wyrosła dwa lata temu na dachu centrum handlowego Beaugrenelle w 15. dzielnicy Paryża, sąsiadującej od południa z wieżą Eiffla.

Ogniwo albo pomidor

Zielone dachy mogą być różne. W tym przypadku jego twórcy postanowili stworzyć w środku miasta oazę bioróżnorodności, raj dla mikroorganizmów, roślin i drobnych zwierząt, których egzystencji nie powinien zakłócać człowiek. Dlatego nie położono chodników, nie ustawiono ławek, nie posadzono krzewów i drzew, choć takie parkowe dachy również mają swoich fanów. Poza tym są inne warianty - na przykład dach działkowy z grządkami marchewek, pietruszek czy pomidorów. Najprostsza i mało pracochłonna (ale też najmniej wartościowa) opcja polega na wysianiu trawy albo posadzeniu rozchodników. Jak widać, zielony dach niejedno ma imię i wybór wśród nich jest spory.

 

Więcej czytaj jutro w "Wyborczej"

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl