Minister zdrowia nie powinien ustąpić lekarzom rodzinnym i dawać im więcej pieniędzy. Jednak by przełamać impas, trzeba usiąść do rozmów.

Rozmowa z Agnieszką Pachciarz, b. prezes NFZ, którą w 2013 r. zwolnił obecny minister zdrowia

Judyta Watoła: Wciąż kilka milionów Polaków nie ma dostępu do swoich lekarzy rodzinnych. Minister chce złamać opór Porozumienia Zielonogórskiego, by sytuacja z zamykaniem poradni już nigdy się nie powtórzyła. Co pani na to?

Agnieszka Pachciarz: Porozumienie Zielonogórskie to organizacja biznesowa i walczy o to, by uzyskać jak najwięcej. Minister zaproponował im na podstawową opiekę zdrowotną ponad miliard złotych więcej. Listę dodatkowych badań, jakie mieli zlecać, skrócił z ponad 20 do sześciu.

Nie rozumiem, dlaczego w tak korzystnych dla lekarzy warunkach nie udało się osiągnąć zgody. To świadczy o braku profesjonalizmu w trakcie tych negocjacji. Niepotrzebnie minister zaprosił do stołu podczas ostatniej tury byłego szefa PZ Marka Twardowskiego, który wysunął nowe postulaty. To szkolny błąd.

Obie strony poniosły porażkę. Rozmawiamy już nie o tym, co zrobić, by dobrze podzielić pieniądze na leczenie, i jak pomóc pacjentom, tylko o tym, kto kogo pokona w tym starciu.

Jedna z krytykowanych przez PZ decyzji ministra to zaniechanie płacenia za pacjentów, których nie ma w bazie ubezpieczonych. Pani też chciała to zrobić.

- Nie ma żadnych podstaw prawnych do tego, by płacić lekarzom rodzinnym za pacjentów, którzy kiedyś zapisali się do nich, ale już od lat mieszkają za granicą i w Polsce nie płacą składek zdrowotnych, więc nie są ubezpieczeni. NIK wyraźnie to zaleciła. Jeszcze w 2013 r. chciałam to zrobić: z jednej strony zaprzestać płacenia za pacjentów, których nie ma w eWUŚ, czyli bazie ubezpieczonych, ale z drugiej - płacić lekarzom rodzinnym za świadczenia dodatkowe, m.in. dla dzieci czy bilanse czterdziestolatków. Tak by pacjenci mieli z tego realną korzyść. Tej zmianie przeciwny był jednak minister, choć akurat lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego byli wtedy gotowi się na nią zgodzić.

Teraz lekarze przekonują, że są pacjenci, których nie ma w eWUŚ, choć mają ubezpieczenie.

- Jest kilka błędów w tym systemie, jednak jego wady są wyolbrzymiane. Już jesienią ubiegłego roku udało się nam go w dużej mierze poprawić. Problemy z pacjentami, którzy są ubezpieczeni, a nie ma ich w eWUŚ, to rzadkie przypadki.

Cała rozmowa z Agnieszką Pachciarz - jutro w "Wyborczej"