Na pancerniku ?Imperator Nikołaj I? służył miczman Jerzy Wołkowicki, i gdy w 1904 r. wybuchła wojna rosyjsko-japońska, młodziutki Polak popłynął na swym okręcie bić się z Japończykami.

Po klęsce rosyjskiej floty pod Cuszimą trafił do japońskiej niewoli, z której bezskutecznie próbował uciec. Po powrocie do Rosji w 1907 r. zeznawał w śledztwie wyjaśniającym klęskę pod Cuszimą, i to wtedy dowiedziano się o jego znakomitym zachowaniu na pokładzie "Imperatora Nikołaja I". Gdy wybuchła rewolucja bolszewicka, Wołkowicki porzucił służbę rosyjską i stał się polskim żołnierzem. Ale dzięki wydanej w latach 30. książce Aleksieja Nowikowa-Priboja pt. "Cuszima" w Rosji, teraz już sowieckiej, nie zapomniano o Wołkowickim. I bardzo możliwe, że to dzięki przytoczonemu poniżej fragmentowi książki Nowikowa-Priboja generał Jerzy Wołkowicki, wzięty przez Sowietów do niewoli 28 września 1939 r., nie został rozstrzelany w Katyniu.

Dalsze wypadki na pancerniku "Nikołaj I" rozwijały się ze zdumiewającą szybkością. Zaczęły dzwonić telefony, łącznicy rozbiegli się po różnych przedziałach i nawet wbrew regulaminowi okrętowemu rozległy się gwizdki bosmańskie zwołujące panów oficerów na przedni pomost. To na rozkaz admirała zwoływano radę wojenną. Admirał Niebogatow w otoczeniu sztabu wyszedł przed kabinę na pomoście bojowym.

Oficerowie nie zdążyli jeszcze zejść na naradę, gdy ktoś podniósł na noku formarsrei sygnał kapitulacji. Śpiesznie, z wyrazem zmieszania na twarzach, oficerowie biegli do admirała. Nie czekając na zebranie się pozostałych, admirał oznajmił: - Panowie oficerowie, chcę poddać pancernik. Widzę w tym jedyny sposób uratowania was i załogi. Co o tym myślicie? Prawie wszyscy zgadzali się, że przyjęcie bitwy nie miało sensu. Ale niektórzy protestowali przeciwko poddaniu się.

W myśl wojskowego regulaminu morskiego admirał zwrócił się z pytaniem do najmłodszego oficera. Wszyscy zwrócili się w stronę wysokiego, postawnego człowieka, na którego piersi widniała odznaka uniwersytecka. Był to chorąży Chamier. Prawnik z wykształcenia, powołany do służby tylko na czas wojny, okazał się mężniejszym żołnierzem niż inni, kadrowi oficerowie. Zapytany, oświadczył energicznie: - Jeżeli nie można się bić, należy otworzyć kingstony i zatopić okręt. - Wysadzić pancernik i ratować się - skromnie odezwał się miczman Wołkowicki, pełen uszanowania nie tylko dla dowództwa, ale i dla starszych kolegów. Mniej więcej to samo odpowiedział zastępca dowódcy, kapitan drugiej rangi Wiediornikow.

Ale zwolennicy poddania się zaczęli przytaczać zabójcze argumenty: - Wszystkie działa floty nieprzyjacielskiej są skierowane na "Nikołaja" jako okręt flagowy. Japończycy wysadzą i zatopią go wcześniej, niż sami zdecydujemy się to zrobić. Zatopią go razem z ludźmi. - Mówicie, że trzeba się ratować. Na czym? Szalupy i kutry są rozbite. Hamaków użyto do osłony nieopancerzonych części okrętu i mocno związano linami. Z czterdziestu kół ratunkowych trzydzieści jest do niczego. Nie mogli nas zaopatrzyć nawet w porządne środki ratunkowe. - A czy Japończycy będą nas wyławiać? - zapytał zastępca dowódcy Wiediornikow. - Możliwe, że będą, ale dopiero wtedy, kiedy zniszczą nasz cały zespół.

 

Na pancerniku "Imperator Nikołaj I" służył miczman Jerzy Wołkowicki, i gdy w 1904 r. wybuchła wojna rosyjsko-japońska, młodziutki Polak popłynął na swym okręcie bić się z Japończykami. Fascynującą historię opisuje Paweł Smoleński. [TYLKO DLA PRENUMERATORÓW]

 

Aleksiej Nowikow-Priboj, "Cuszima", przekład Władysława Broniewskiego, wydawnictwo MON, 1979