Droga Zuzo*. Pytasz się mnie, jak życie poza Polską wpłynęło na moje podejście do języka. Wierz mi - to był niełatwy proces.

Jako dziecko Polski Ludowej smarowałam w pamiętniku sekret za sekretem licealną angielszczyzną. Potem umyśliłam sobie ją ulepszyć na studiach językowych, lecz płynnie myślałam tylko po polsku.

Gdy zbierałam się do Stanów z ważną wizytą na szczeblu prywatnym, byłam przekonana, że znam i polski, i angielski, na ile mi to potrzebne do życia (czytaj: prawie idealnie), a tu guzioł z pętelką! Zaplątałam się w amerykańskim angielskim zaraz na wstępie, na pierwszym spotkaniu z rodziną męża, bo dopiero wtedy uzmysłowiłam sobie, że po angielsku mówię językiem literackim o bardzo wąskim zakresie. W dodatku z brytyjskimi naleciałościami. Popisałam się, czym chata bogata, bo który przedstawiciel klasy średniej w Stanach powie splendid, gdy pada propozycja podjechania do sklepu sieci "wszystko za dolara"? Great się mówi, jak coś się podoba. "Świetnie" i tyle. Żadne "wybornie". Poza tym kompletnie rozłożyłam się przy czasownikach. Ja do ludzi oszczędnie, po jednym wyrazie, a oni do mnie po dwa: ja - discover, oni - find out; ja - omit, oni - leave out; ja - postpone, oni - put off. Najpoważniej się zbłaźniłam przy zadaniu domowym bratanicy męża. Miała opisać i zilustrować kraj spoza kontynentu północnoamerykańskiego. Ze względu na mój przyjazd wybrano do zadania Polskę, więc naszkicowałam flagę, ale wyszła koślawo. Posłałam dziewuszkę do dorosłych zebranych w kuchni - mała nawet nie wiedziała, po co idzie (ja wiedziałam - po gumkę do ścierania). I wyszło na to, że poprosiła o prezerwatywę, czyli a rubber, ale zamieszanie zakończyło się szczęśliwie, bo przyniesiono mi an eraser.

Tego rodzaju wpadki podcięły mi skrzydła

* List przyszedł w odpowiedzi na akcję Wysokich Obcasów pt. "Polki bez Granic". Jego adresatem jest Zuza Ziomecka, szefowa serwisu WysokieObcasy.pl. Listy o doświadczeniach migracyjnych kobiet zbieramy pod adresem polkibezgranic@agora.pl.

Co było dalej? Przeczytacie jutro w "Wyborczej"

***

Wytrych na jutro. I'm game

czyli: jasne, wchodzę w to, bardzo chętnie się przyłączę, z ochotą to zrobię, to brzmi zachęcająco.

Jakie znaczenie może mieć jeszcze słowo: I`m game? Czytaj jutro w "Wyborczej"