Budzi się cały mokry. Siada na łóżku, żona śpi. To znaczy, że dziś nie krzyczał. Przecież przez niego i ona zarywa noce. Czasem myśli, że się go boi. Tych jego ataków paniki. Że ma dość.
Lekko uchyla drzwi i zagląda, co u córki. Cisza. Otwiera balkon, musi zapalić. Inaczej się rozpłacze. Patrzy na zegarek: 2.30. Ile on dziś spał? Trzy godziny? Tak samo jak wczoraj. Już nie zaśnie, może wziąć pramolan, po nim pada jak zabity, po nim dzieci nie przychodzą do niego w snach. Ale następnego dnia nie obudzi się łatwo, nie chce tego. Właśnie dlatego go odstawił. Co robić? Ubrać się, wziąć komórkę, butelkę wody, wyjść z domu. Postanawia, że już nie wróci.
Wracają pod koniec roku: 350 polskich żołnierzy z Afganistanu. Ostatnia zmiana. W czerwcu wróciło ich tysiąc. W sumie przez Afganistan przewinęło się 26 tys. żołnierzy. Przez Irak 16 tys. Często jeździli z jednej misji na drugą.
- I czy to wszystko miało sens? Co my z tego mamy? 1300 rannych w Afganistanie, 44 zabitych. Irak: 22 poległych, 900 rannych - mówi jeden z dowódców oddziału w Afganistanie. Publicznie tego nie powie: mógłby mieć problemy w wojsku. - Jeśli ktoś myśli, że kończą się misje, zamykamy Afganistan, problemu już nie ma, jest w wielkim błędzie. Problemy dopiero się zaczną. Ci, co byli przyzwyczajeni do ciągłych wyjazdów, do tej adrenaliny, nagle będą musieli wrócić do codziennych obowiązków: łóżko posłać, pójść do pracy, buty sobie wyczyścić. Skończy się bieganie z bronią, w piasku, zacznie się zwyczajne życie. To nie będzie łatwe. Przecież już leczymy w klinikach nerwice, alkoholizm, niekontrolowaną agresję, sny lękowe. Kto się tymi wszystkimi ludźmi zaopiekuje?
Rocznie w klinice Wojskowego Instytutu Medycznego leczy się tylko 30 weteranów.
Ich leczenie jest często dużo dłuższe niż pacjentów cywilnych - trwa średnio około sześciu tygodni. A mimo wszystko NFZ traktuje ich standardowo, jak np. pacjentów po wypadkach samochodowych, i pełną stawkę płaci tylko za cztery tygodnie hospitalizacji. Bardziej opłaca się przyjąć pacjenta ze schizofrenią. Bo do weterana z PTSD (zespół stresu bojowego) trzeba dołożyć.
- Dokładamy, nie mamy wyjścia. Po przekroczeniu 28 dni NFZ płaci nam 75 proc. stawki za każdy dzień leczenia chorego. To wszystkiego nie pokrywa. Praca z żołnierzami jest specyficzna i trudniejsza, sam proces diagnostyczny trwa dłużej. Trzeba też pamiętać, że weterani trafiają do nas także z urazami fizycznymi, np. urazami głowy, które także musimy leczyć - tłumaczy ppłk dr med. Radosław Tworus, kierownik Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego.
Ci, którzy leczą się w instytucie, zgłosili się sami. Są wśród nich weterani, którzy zbierali szczątki kolegów z pola. Wkładali do worka, zanosili do bazy, potem myli, układali do trumny. Na wypadek gdyby rodzina chciała otworzyć wieko, pożegnać się.
- Doświadczenia żołnierzy są trudne. Na terapię rzeczywiście zgłasza się niewielu, biorąc pod uwagę, ile osób przeszło przez Afganistan i Irak - tłumaczy ppłk Piotr Walatek, rzecznik dowództwa operacyjnego sił zbrojnych.
W wojsku cały czas pokutuje stereotyp, że żołnierz, który leczy się na oddziale psychiatrycznym, jest słaby, że wymiękł, nie dał rady.
Dowódca: A reszta? Co z nimi? Może reszta cały czas śni o wojnie?
Reportaż "Osiemnastu wraca każdej nocy" czytajcie jutro w "Dużym Formacie"
"Ma taki jeden sen. Lubi się powtarzać. Lubi go męczyć". O czym śnią żołnierze?
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny