W ostatnich latach szkoły już wiedziałem, że moja droga do wiedzy nie będzie prowadziła przez biblioteki i profesorów, przez uniwersytety i studia. Ja wybrałem życie oraz przeżycie rzeczywistości - mówi Reinhold Messner w rozmowie z Dominikiem Szczepańskim. Całość już jutro - w nowym, większym ?Magazynie Świątecznym?.

"Niech góry będą takie, jakie były tysiąc lat temu. Dzikie". Reinhold Messner

Zanim przeszedł 3,5 tys. górskich dróg wspinaczkowych, zanim zdobył jako pierwszy wszystkie ośmiotysięczniki świata, przetrawersował Antarktydę, Grenlandię, pustynię Gobi, Takla Makan i uganiał się za yeti po Tybecie - musiał się wydostać z malutkiej tyrolskiej doliny. - Świat był tak duży jak ona. Chodziło się na hale po siano. Dalej nie - wspomina. Villnöss we włoskiej przygranicznej prowincji Bolzano zamieszkuje niecałe 3 tys. ludzi.

Ledwo przeżył pierwszy atak na 8-tysięcznik. Stracił 7 palców

Reinhold urodził się w 1944 roku i był jednym z dziewięciorga dzieci wiejskiego nauczyciela, który stał się jego pierwszym "mistrzem w skale". Kiedy miał pięć lat, ojciec zabrał go na pierwszy trzytysięcznik. Mały Reinhold wspinał się po skalnych basztach o wysokości domu, fasadach pobliskich ruin czy murach cmentarza. Do zabaw w pionie przyłączył się o dwa lata młodszy brat Günther. Razem pokonywali coraz trudniejsze drogi w Dolomitach i Alpach. W wieku 20 lat byli już w czołówce skalnych wspinaczy w Europie. Ale chcieli iść wyżej.

embed

Kliknij tutaj i w trakcie zakupów użyj kodu: #GORY

W 1970 roku nadarzyła się idealna okazja - organizowała się wyprawa na Nanga Parbat. Gdy Messner samotnie zbliżał się do szczytu, niespodziewanie dogonił go Günther i razem weszli na wierzchołek. Ale młodszy z braci osłabł. Dopadła go choroba wysokościowa, majaczył. Gdy Reinhold dotarł do doliny, brata nigdzie nie było. Przez lata zarzucano mu, że zostawił Günthera na szczycie.

Messner ledwo przeżył atak na swój pierwszy ośmiotysięcznik. Stracił siedem palców u stóp. W skałach nie miał czego szukać, ale himalaiście brak palców tak bardzo nie przeszkadzał. Na wysokościach wytrzymałość była ważniejsza od techniki - w 1986 roku wygrał wyścig z Jerzym Kukuczką i jako pierwszy zdobył wszystkie ośmiotysięczniki. Kolejne lata spędził na wędrówkach po najbardziej ekstremalnych zakątkach świata.

Nie wszyscy cenią Messnera. Ma opinię rozmiłowanego w sobie egoisty

Nie dla wszystkich jest najsłynniejszy albo najlepszy. Wielu uważa, że jedynie najbardziej rozreklamowany. Zarzuca mu się, że jest egoistą rozmiłowanym w sobie bardziej niż w górach. Że jego filozoficzne rozważania są mętne i banalne, a służą tylko temu, żeby dostać jeszcze więcej zaproszeń na dobrze płatne wykłady. I że to on zamienił himalaizm w medialny show. Ale nawet jeśli, to tyle przeszedł i tyle widział, że warto posłuchać, co ma do powiedzenia. A Reinhold Messner jest surowym sędzią.

Górski etos? Dziś wszędzie widać biegaczy. W zasadzie na szlaku coraz rzadziej spotyka się ludzi, którzy idą. A wspinacze prężą muskuły na sztucznych ściankach.

Przesuwanie granic? To pojęcie, które się zdewaluowało, ukradzione przez poradniki o sztuce życia i reklamę. - W Europie mówi się często: "No limits". Jeśli ktoś uważa, że nie mamy ograniczeń, to nie wie nic o człowieku. Nasze istnienie opiera się praktycznie na samych granicach.

Braterstwo liny, o którym tyle dyskutowano w Polsce po tragedii na Broad Peaku? - Na wyprawie każdy jest odpowiedzialny za siebie samego. W naszym świecie nie ma definicji dobra i zła. Jest tylko możliwe i niemożliwe.

Ale to nie znaczy, że wspinacze są nadludźmi, jak czasem próbują się przedstawiać. - Osoba, która normalnie czuje, widzi, że idea wypraw w góry jest zła. I jestem pierwszą osobą, która to powie. Mea culpa. Czymś złym jest pójście tam, gdzie mogę umrzeć.

- Bo wielka wspinaczka - przyznaje Messner - nie jest żadną inteligentną czynnością. Tak naprawdę to całkiem głupie pchać się w miejsce, gdzie możesz umrzeć.

Podziwia polskich "lodowych wojowników"

Skoro tak, dlaczego Tyrolczyk od przeszło pół wieku robi głupie rzeczy? Bo dla niego w górskiej walce najważniejszy nie jest wyczyn, tylko czysta potrzeba eksploracji - świata i samego siebie. Messner podziwia pionierów, którzy nie boją się stanąć twarzą w twarz z nieznanym. Dlatego tak ceni polskich "lodowych wojowników". - Wiedza na temat warunków zimowych na takiej wysokości była wtedy znikoma. Nie wiedzieli, jak zimno tam może być, jak mocno może wiać. Co za historia! Pierwsze zimowe wejście na ośmiotysięcznik, i od razu na ten najwyższy! - triumf Polaków na Mount Evereście w 1980 roku nadal go ekscytuje.

- A skoro góry są miejscem, w którym można zajrzeć w głąb siebie, to przegońmy z nich wycieczki milionerów, których stać na sprzęt spod igły i Szerpów, co zaholują na Mount Everest każdego, kto jest w stanie ruszać kończynami. - Niech góry będą takie, jakie były tysiąc lat temu. Dzikie - apeluje Messner.

Bo dla niego więź łącząca człowieka z przyrodą nie jest tylko pustym sloganem. Messner wie, że nasz sposób na życie - kompulsywna konsumpcja i wirtualne substytuty prawdziwych relacji - to pułapka. - Gdy całą cywilizację szlag trafi, ja wciąż będę miał swoją farmę, która pozwoli żyć kilku rodzinom - uśmiecha się.

Zobacz multimedialny reportaż Jacka Hugo-Badera o wyprawie na Broad Peak na: interaktywna.wyborcza.pl

Cała rozmowa ze wspinaczem wszech czasów już jutro - w nowym, większym i ciekawszym "Magazynie Świątecznym"