Bezdomny z Łodzi zamieszkał w szpitalu. Jest agresywny, zajmuje łóżko na neurologii, a jego pobyt kosztuje 500 zł dziennie. Przepisy nie pozwalają go jednak wyrzucić. Co szpital może zrobić z panem Mirkiem? Czytaj we wtorek w "Gazecie Wyborczej".

Pacjentka: - Zaczepia mnie kilka razy dziennie. Za każdym razem pyta: "Masz fajkę?". Na początku mi to nie przeszkadzało. Po prostu mówiłam, że nie palę. Ale on żąda papierosa za każdym razem, gdy tylko mnie zobaczy. Kiedy muszę odmawiać po raz setny, to już nie jest śmieszne. Kiedyś jak mu odmówiłam, to wyzwał mnie przy dzieciach. Jak ma gorszy dzień i nie chce być grzeczny mówi: "Pierdolę cię w dupę". Jak chce być grzeczny, to mówi: "Pierdolę panią w dupę". Innych w szpitalu też zaczepia. Nieważne, czy to pacjent, gość, pielęgniarka czy lekarz. Dorosły czy nastolatek.

Dr Bożena Adamkiewicz, ordynator neurologii: - Kiedyś próbował zapalić przy butli z tlenem. Wysadziłby w powietrze pół szpitala.

Mirosław ma ponad 50 lat. Wysoki, postawny. Twarz pociągła, skóra obwisła - jakby kiedyś ktoś go napompował, a teraz spuścił powietrze. Chodzi bardzo niepewnie. Powoli, noga za nogą. Najwyraźniej boi się, że w każdej chwili może upaść. Po urazie głowy ma nieodwracalnie uszkodzony mózg.

- Nie rozumie zależności przyczyna - skutek. Nie wie, że paląc przy butli, może spowodować wybuch - tłumaczy dr Adamkiewicz.

Do szpitala został przyjęty w styczniu z powodu padaczki.

- W ciągu trzech dni zrobiliśmy diagnostykę. Nie ma wątpliwości, że zmian w mózgu nie naprawimy. Możliwe jest tylko leczenie objawowe. Po czterech dniach powinniśmy go wypisać - mówi lekarka.

Ale Mirosława wypisać nie można, bo jest bezdomny. Psychiatrzy nie chcą go przyjąć do zakładu, bo chory psychicznie nie jest. Nie może też pójść do schroniska, bo wymaga stałej opieki.

Jak szpitale mogą poradzić sobie z pacjentami takimi jak pan Mirek? I jak mogą im pomóc? Czytaj we wtorek w "Gazecie Wyborczej".