Wezwałem was dzisiaj - zniecierpliwił się w końcu Prezes - żeby się zająć sprawą bezczelnych ataków na...
- Wezwałem was, żebyśmy się zastanowili nad pilną sprawą - powiedział Prezes.
Pewnej nocy Prezes miał ich wszystkich dość do tego stopnia, że nikogo do siebie nie wezwał.
Spał, nawet on, który cierpi na chroniczną bezsenność. Z tyłu poruszył się minister Spraw Wewnętrznych. Też się obudził, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Co to znowu za afera? Podobno do korpusu NATO wysłałeś pułkownika zamiast generała. Nie było generała na podorędziu? - spytał Prezes. - Był - odparł ponuro minister Wojny. - Specjalnie do tego przeszkolony. Musiałem się go jakoś pozbyć, bo diabli...
Prezes nie widywał planszówek od lat, a takiej nigdy. Zaczął z fasonem, wyrzucając dwie szóstki. Mógł kupić nieruchomość, na której stanął. Ale nie chciał.
- A kto to jest? - spytał Prezes. - Mój asystent - powiedział minister Wojny. - Sprawdzony, pewny. Miał obiecane w nagrodę, że go ze sobą wezmę. - Niech siedzi - niechętnie zgodził się Prezes i zwrócił się do Prezydenta: - A ty co taki markotny?
Rząd zebrał się u Prezesa, żeby uczcić sukces.
Prezes obrócił się do Prezydenta tyłem i wyjrzał przez okno zły. Niebo było zachmurzone, księżyc nie świecił.
- No i mamy ustawę - triumfował minister Sprawiedliwości. Ten i ów spośród ministrów składał niemrawe gratulacje. - Nie słyszę wiwatów - zauważył Prezes z lekką pretensją w głosie.
- No i porobiło się - przemówił Prezes. - Kto by się tego spodziewał? Choć uważam, że po naszej stronie doszło do karygodnych błędów.
Gdy pani Premier weszła do gabinetu Prezesa, rozległy się oklaski. - Orędzie było pierwsza klasa - wołali ministrowie. - To nie do końca moja zasługa - bąknęła.
Marszałek Sejmu wyciągnął z teczki list.
Pewnego razu nad ranem wszystkich gości Prezesa bolały zęby, przeważnie trzonowe.
- No i co ty wyprawiasz? - spytał Prezes. - Cierpię na rzadką chorobę, panie Prezesie - powiedział minister spraw zagranicznych.
Prezydent przyszedł ostatni. Był ogolony z obu stron i wyglądał, jak na tę porę, całkiem świeżo, zwłaszcza w porównaniu z niektórymi. - Ach, witaj, Zbawco z dawna żądany! - powitał go głośny śpiew. - Cztery tysiące lat wyglądany!
- Jestem wykończony, panie Prezesie - powiedział Prezydent. - Jak już zasnę, to śnią mi się krzyki manifestantów, a wtedy sam zaczynam krzyczeć i od tego zaraz się budzę.
- W kwestii naszej współpracy z mediami powinniśmy rozważyć pewną możliwość, z której premier Orban już zdecydował się skorzystać- zaczął Prezes. - Prosiłbym powstrzymać się od ziewania.
- I znowu mamy na karku tego Owsiaka - skrzywił się minister Spraw Wewnętrznych. - Co roku to samo. A wszystko tylko po to, żeby nam napsuć krwi. Jeśli ludzie mają za dużo pieniędzy, to ustawmy skarbonki przed Urzędem Rady Ministrów i niech wrzucają.
Prezes spotkał się sam na sam z zamaskowaną postacią. Gość miał czapkę nasuniętą na oczy, a nos i policzki ukrył pod szalikiem.
- Musimy się zastanowić nad problemem przynależności bądź nieprzynależności różnych osób do PZPR - powiedział Prezes. - No przecież nikt z nas nie przynależy! - zawołała pani Premier, która odpowiadała za cały Rząd. - Przynajmniej w chwili obecnej.
- Dziś - zaczął Prezes - zebraliśmy się w węższym gronie, żeby porozmawiać o mediach pokornych. Tak się złożyło, że reprezentanci tych mediów byli w grupie dziennikarzy, których Prezydent zabrał ze sobą do Kijowa. Czyż nie był to z jego strony...
- Powinniśmy dziś zająć się na początek ustaleniami dla niepokornych mediów - zaczął koordynator Służb Specjalnych. - Są pilniejsze sprawy... co mnie zresztą nie cieszy - oświadczył Prezes. I spojrzał gniewnie na panią Premier.
Grupa posłów rządzącej partii, która prosiła nad ranem o spotkanie z Prezesem w trybie pilnym, wprowadziła do jego gabinetu dziwne zwierzę przywiezione furgonetką, która czekała na dole pod oknami. Wyglądało jak niewyrośnięty słoń nakryty...
Wprowadzono niepokornego dziennikarza, który miał przygotować wywiad dla swojej gazety. Dziennikarz trochę ziewał, ale to był twardy chłopak, buty miał od pary, koszulę na prawą stronę, nie to co niektórzy.
Koordynator Służb otworzył tajne nocne posiedzenie Rządu. - Zebraliśmy się dziś po raz drugi - powiedział - i znów pochylimy się nad prośbą redaktorów prasy niepokornej. To są dzielni, oddani ludzie. Nie wolno nam pozostawić ich bez instrukcji, na...
Minister Kultury, będący też wicepremierem, chrząknął, że chce zabrać głos. Wszyscy na niego spojrzeli. Nosił koszulę na lewą stronę, widocznie ściągał ją wieczorem bez rozpinania.
Prezes wezwał Ministra Wojny. Miał zwyczaj wzywać ministrów, kiedy chciał, a ci stawiali się niezwłocznie.
Całe miasto spało jak zabite. Prezes z ponurą miną odsunął od siebie stertę gazet i zaczął czegoś szukać między papierami na biurku. Znalazł i wybrał numer.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.