Tylko w trzech z siedmiu rund, które przetrwał, Kamil Szeremeta nie padał na deski. Za każdym razem wstawał, lecz do ósmej nie wypuścił go już sędzia.
Nieznany szerzej nawet w Polsce Kamil Szeremeta wierzy, że pokona jednego z najlepszych pięściarzy ubiegłej dekady, bo bijąc go, będzie myślał o swoich dzieciach.
Dwa lata temu kibicom opadły szczęki, gdy platforma streamingowa DAZN podpisała z wybitnym pięściarzem Canelo Álvarezem kontrakt na 365 mln dol. Teraz Meksykanin chce niemal porównywalnego odszkodowania.
Kiedyś Kazach nie mógł znaleźć rywali, bo fortuny im nie gwarantował, a już lewym prostym bił tak, że głowy odbijały się od pleców. Szeremeta zasadza się na niego, bo jest przekonany, że sytuacja idealnie się teraz odwraca.
Rok temu wygrał raczej Gołowkin, lecz sędziowie orzekli remis. W sobotę powinien być remis, ale według sędziów wygrał Álvarez. Po 24 rundach nadal nie wiadomo, który z nich jest lepszy. Trzecia walka? Oby jak najszybciej.
Rok temu stoczyli jeden z najlepszych pojedynków ostatnich lat. W sobotę powinno być jeszcze ciekawiej, bo złej krwi między pięściarzami jest o wiele więcej.
Giennadij Gołowkin pierwszy raz od 2008 roku boksował pełnych 12 rund. Wygrał jednogłośnie, choć minimalnie z Danielem "Cudem" Jacobsem i ma teraz tytuły mistrza świata wagi średniej wersji WBA, IBF, WBC.
Jeśli jakiś pięściarz myśli, że najgorsze, co go może spotkać, to Giennadij Gołowkin w ringu w najbliższą sobotę, to Danny Jacobs miał w życiu podwójnego pecha.
Giennadij Gołowkin jeszcze ani razu nie był na deskach w 375 walkach amatorskich i zawodowych. W sobotę zwyciężył Williego Monroe Jr. Znów przez nokaut - jak wszystkich 14 przeciwników w walkach o tytuł mistrza świata wagi średniej.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.