Marzy mi się tylko mundial bez kaca i wrażenia, że przyszliśmy w zapaskudzonych kaloszach i arbeitsanzugach na bal do pałacu.
Za szybką dyskwalifikację w Pampelunie mam dla Roberta Lewandowskiego najwyższy szacunek, wykazał się bowiem odpowiedzialnością i sprytem na miarę swoich największych chwil.
Minęły już niemal dwa tygodnie od tego meczu, którego nie miałbym prawa zapamiętać z powodu wydarzeń boiskowych, a mimo to nie zapomnę o nim do końca życia.
Męki kapitana reprezentacji Polski w stolicy Katalonii to doskonały prognostyk przed mundialem.
Najwybitniejszą ekranizacją przygnębiającego "Głodu" Hamsuna było arcydzieło Heninga Carlsena z 1966 roku, dopóki Robert Lewandowski nie zagrał przeciw Holandii
Największe widowisko stadionowe weekendu odbyło się w Krakowie, gdzie fanatycy Białej Gwiazdy i chorzowskiego Ruchu świętowali oficjalne przypieczętowanie kibolskiej zgody.
Spieszmy się chwytać dzień - nasi reprezentanci będą teraz bohaterami największych szlagierów świata: we wtorek Milik wybiegnie przeciw PSG, niebawem Lewandowski zagra w Monachium przeciw Bayernowi!
Panele dyskusyjne poświęcone piłce nożnej nie są częstym zjawiskiem na festiwalach literackich, rzekłbym nawet, że to incydenty prowokacyjne, tym bardziej więc z radością 3 września wezmę udział w najbliższym z nich.
Lech - toporny i bezwstydnie gnuśny. Raków - ambitny, żwawy, błyskotliwy. Ale problem w tym, że regulamin głupi, a traf nieszczęsny.
A teraz wyobraźmy sobie, jak wyglądałby futbol, gdyby fani nie zabarykadowali mu drogi do superligi i wynikających z niej zwyrodnień napędzanych dzikim pomnażaniem zysków poza tradycyjnym systemem rozgrywek.
Żyłem w czasie mitycznym, do którego wracam ze szczególną rzewnością, bo właśnie od niego 40 lat minęło (jak jeden dzień, ma się rozumieć).
Kiedy nie mogę pisać, chodzę, kiedy nie mogę się skupić na lekturze, chodzę - czytam mapę nogami, jak pielgrzymi nogami modlą się w drodze, która jest celem.
Bayern nie chce dać Lewandowskiemu rozwodu i paradoksalnie z punktu widzenia filmowej dramaturgii dużo ciekawsza jest ta wersja wydarzeń, w której Robert zostaje w Monachium.
Drużyny Michniewicza już tak mają - często dają radę faworytom, ale jak już sobie nie radzą, to dostają naprawdę bolesne manto. Pasuje do nich jak ulał porzekadło, że lepiej raz dostać "szóstkę", niż sześć razy przegrać jedną bramką.
A może by tak pogodzić Benzemę z Lewandowskim jajem Kolumba i dać Złotą Piłkę bramkarzowi? Rykoszetem dostaliby Rosjanie.
Grzanie tematu możliwego odejścia gwiazd jest naturalnym zjawiskiem u schyłku sezonu, futbolowe szczyty mają drżeć z niepewności, czy aby nie zobaczono właśnie pożegnalnych goli gigantów.
Nigdy nie byłem koneserem boksu, miałem jak dzieciak z futbolem - jeśli nie trafiali do celu, nudziłem się. Wybuchła wojna i zaszła zmiana.
Jestem zachwycony tym, jak wzrosło morale futbolowe nad Wisłą po wyeliminowaniu Szwedów. Wystarczyło pół dobrze zagranego meczu, żebyśmy nie zauważyli, że w mundialowym losowaniu trafiła nam się grupa śmierci.
Szwedzi boją się grać w Chorzowie?! Jest jeszcze po drodze jakiś tam mecz barażowy z Czechami, ot, bagatela. Pewność siebie drużyny Trzech Koron zawsze była kluczowym składnikiem ich piłkarskiej mocy, bezczelniejsi w tej kategorii są bodaj tylko...
W czasie pokoju rozgrywki piłkarskie są metaforą wojny, pozwalają sublimować mordercze popędy, a plemienne animozje skanalizowane w symbolicznych rytuałach wrogości znajdują swoje bezpieczne ujście. Wybuch prawdziwej wojny odbiera sens takiemu...
Współczuję synowi, że akurat w okresie dziecięcej chłonności zapamiętuje być może na całe życie nazwiska patałachów z dna ligowej tabeli.
Dwa razy oglądałem wszystko, z zapartym tchem i obsesją notowania wyników, jak każdy młokos. Nastoletni umysł ma dar zapamiętywania nazwisk i wyników na zawsze, potem już wszystko się miesza, zaciera, traci na ważności.
Nieufność trybun do panów z gwizdkiem i chorągiewką zmalała niewiele. Przyszedł więc czas na próbę ocieplenia wizerunku z pomocą serialu telewizyjnego.
Polski futbol w wydaniu narodowym, uwiedziony i porzucony, wymaga teraz nade wszystko pocieszenia.
"Siwy Bajerant" ma teraz widok na "morze w kolorze szampana", ale widoków na przyszłość mu nie wróżę - opinia hochsztaplera dotrze za nim i przez ocean.
Odczuwam bul. Czyli ból fana skoków, którego ulubieńcy lądują w okolicach buli. Zamiast podkreślać w programie transmisje konkursów, zaznaczam kwalifikacje, bo to jedyna szansa, by zobaczyć naszą kadrę w komplecie.
Diego Maradona nie żyje. Ten gol, ten jeden gol już by wystarczył. Choć właściwie dwa, bo jeden nie może się obejść bez drugiego, oba są skrzydłami dyptyku, zaprzeczają sobie i złorzeczą, a zarazem się uzupełniają, jak diabli i anieli.
Tydzień minął, a niesmak pozostał; ba, gorycz jak na tęgim kacu, nie jestem w stanie spożywać futbolu bez odruchów wymiotnych.
Legii marzy się Marek Papszun. Trwają zakusy, a mnie to przypomina kuszenie św. Antoniego, słynny motyw malarski, w którym szkarady piekielne mizdrzą się do świętego starca.
Już się miałem kłaść z książką nasenną, ale kiedy gra Milan, zawsze sprawdzam, choć z coraz słabszą nadzieją, czy wreszcie się podleczył, może choć na ławie zasiadł. Patrzę na skład, jest, wrócił do pierwszego składu, trzeba oglądać.
Brunatny smród będzie się nad Polską unosił jeszcze długo po obaleniu kaczystowskich rządów
Nie szarżowałbym z tą krytyką Paulo Sousy, czasem mam wrażenie, że na trybunie medialnej same dzieciaki zasiadają, a jeśli starcy, to z zanikiem pamięci.
Odległy, ale przeczuwalny już moment zakończenia kariery przez Roberta Lewandowskiego będzie dla polskich kibiców początkiem bezdennej żałoby i wielkiej smuty.
Gwiazdozbiór idoli millenialsów należy skoncentrować w rezerwacie piłkarskim, niech będzie w Paryżu zestawem królewskiej porcelany wystawianym tylko na specjalne okazje
Młodzian by się zawahał, stary lis instynktownie wyciągnął rękę, sięgnął po kołnierz Saki - jak się okazało, także po złoto.
Jak ich nie lubię, tak byli lepsi; dajcie spokój, do tej dogrywki w ogóle dojść nie powinno. Był faul na Kanie, nie było na Sterlingu, ale żeby w czasach VAR-u sędzia musiał naprawiać błąd błędem, to jest żenada.
- Zołza nie może teraz odejść, panie, jak pan myślisz? - zagaduje mnie taksówkarz, a ja w rozkojarzeniu myślę, ojessu, on mi teraz będzie opowiadał o kryzysie w małżeństwie swoim, żonę ma zołzowatą, ale boi się samotności.
Czy straciłem nadzieję przed meczem z Hiszpanią? Nie, ja tej nadziei nie miałem ani przez chwilę, nie będę sobie wyrzucał, że okazałem się kibicem małej wiary, bo nawet małej we mnie nie było.
Już przed meczem zacząłem mieć złe przeczucia, nucąc sobie hymn słowacki po góralsku ("Wisi harnaś wisi, za poślednie ziobro") i zauważając w szeregach rywali Jędrusia Dudę; człowiek jest już politycznie zatruty, wszędzie wypatrzy złowieszcze znaki.
Dramat nie zmienił się w tragedię, pozostał pouczającą historią z happy endem. Młody człowiek (w wieku mojego starszego syna), zawodowy sportowiec światowej sławy będący przez większą część życia pod opieką najlepszych specjalistów medycyny...
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.